Choć zapowiedziałem pojawienie się tego tekstu na blogu, to jednak później nabrałem wątpliwości, czy go publikować, biorąc pod uwagę różne aspekty. Później jednak zdecydowałem, że w sumie jestem winien Wam krótką relację z dnia z Robertem Kubicą na torze Silesia Ring. Wszak to dzięki Wam taki dzień był możliwy. Traktujcie to jako relację kibica i fana Roberta Kubicy oraz miłośnika motorsportu, który jednak wcześniej z wieloma rzeczami nie miał do czynienia.

O wydarzeniu na Silesia Ring dowiedzieliśmy się na kilka dni przed. Redakcja powrotroberta.pl otrzymała zaproszenie i czułem, że po całym sezonie świetnej działalności i wyjazdów na tory, należy się ono Iwonie Hołod. Okazało się jednak, że jedna z moich innych aktywności dotyczących kibicowania Robertowi – grupa na Facebooku, także dostała zaproszenie. Dzięki temu mogliśmy pojechać oboje.

I od razu uwaga – takie eventy i jazdy to absolutnie powszechna rzecz dla kierowców wyścigowych. Organizują je ich zespoły, partnerzy, sponsorzy. To ta nieco mniej ekscytująca, ale nadal przyjemna część pracy kierowcy wyścigowego – niezależnie od tego, jak napięty jest jego harmonogram. Tu organizatorem tych jazd był

Wiedzieliśmy, że będzie padało, ale na szczęście ten rejon Polski nie był pokryty śniegiem więc mieliśmy nadzieję, że jazdy się odbędą. Gdy dojechaliśmy na miejsce około 40 minut przed czasem, usłyszeliśmy głośny pomruk silnika V10 o pojemności 5,2 litra i to była pierwsze dobra informacja – uda się dziś pojeździć.

Jako pierwsi na miejscu byli inni kibice – m.in. Poldek, wielokrotny zwycięzca konkursów blogowych, który również miał przyjemność uczestniczyć w jazdach. Później spotkaliśmy również część ekipy Sektorówki Roberta Kubicy w postaci Marty Witeckiej oraz znanego Wam zapewne „Pastora”.

Z Robertem mógł się też przejechać Wiktor – podopieczny Fundacji „Mam marzenie”.

Oprócz wspomnianych wyżej, byli oczywiście dziennikarze – mniej lub bardziej (zazwyczaj to drugie) związani z Formułą 1 i motorsportem.

W aucie cały czas jeżdżącym po torze był oczywiście Robert Kubica. Poldek powiedział, że jeździ już od 2 godzin, zjeżdża, prosi o drobne zmiany. I to była pierwsza z rzeczy, które tego dnia mi zaimponowały w Robercie. Mógł wbić na moment rozpoczęcia jazd, bez przygotowania, „odbębnić” swoje, a my i tak byśmy się cieszyli jak dzieci, mogąc przejechać się z takim kierowcą w takim aucie. Ale nie – chciał się dobrze przygotować, wyczuć warunki, samochód, tor.

Wcześniej w tym roku jeździł już po Torze Poznań w ramach podobnych jazd i wspominał to później, mówiąc, że gdyby było sucho, mielibyśmy znacznie więcej trajdy. Od razu wiedzieliśmy zatem, że to Robert Kubica bo zaczął swoją przemowę na odprawie od narzekania.

Warunki rzeczywiście było trudne i pierwsze 2 godziny jazd odbywały się w padającym deszczu. Robert powiedział, że gdyby to miały być testy, to nie byłoby żadnych jazd, ale z szacunku do zaproszonych postara się dać nam jak najwięcej frajdy. Ja wypatrzyłem na radarze okno pogodowe i wsiadłem pod koniec, dodatkowo na nowych oponach.

620 KM, jakie ma Lamborghini Huracan Super Trofeo to pewnie jakieś 3 razy więcej mocy niż miało jakiekolwiek auto, którym kiedykolwiek jeździłem więc już sama jazda taką maszyną to spore przeżycie, a co dopiero gdy na lewym fotelu siedzi Robert Kubica. W trakcie jazdy mieliśmy łączność radiową więc mogliśmy chwilę porozmawiać.

Robert kilkukrotnie mówił, że warunki są ekstremalne, tłumaczył kiedy występuje brak przyczepności, jak dany zakręt moglibyśmy pokonywać gdyby było sucho. Jako że kilka miesięcy temu byłem na Silesia Ring, wiedziałem już nieco o tym torze i mogliśmy nieco chwilę porozmawiać o nim z Robertem, który po obiekcie w Kamieniu Śląskim jeździł po raz pierwszy. Frajda z jazdy zdecydowanie była, dwukrotnie mieliśmy drobny moment, dodający smaczku całości.

6 minut (3 okrążenia) upłynęło błyskawicznie, choć zdążyłem jeszcze zahaczyć o temat kombinezonu Roberta z debiutu na Węgrzech, którego szczęśliwym posiadaczem jestem od jakiegoś czasu i dowiedziałem się o nim fajnej ciekawostki.

Przez cały dzień, wożąc kolejne osoby, Robert skupiał się na tym, żeby miały one jak najwięcej frajdy. Serio nie było czuć, że robi coś „na odwal się”, „od niechcenia” itd. To była dla niego przyjemna praca.

Gdy zakończyły się jazdy, Robert przyszedł do wszystkich – trwał już akurat mecz Polski z Arabią Saudyjską. Oczywiście nie rozsiadł się wygodnie tylko wykorzystał ten czas na pozowanie do zdjęć i rozdawanie autografów – pełna optymalizacja. W przerwie meczu udzielił nam wywiadu. Wszyscy dziennikarze zebrali się razem, co w Polsce jest rzadkością bo każdy chce mieć „1 na 1” czyli „ekskluzywny wywiad”. Miało być 15 minut, wyszło 30 minut. Część efektów tej rozmowy już Wam prezentowałem, kolejna niebawem, ale tak jak już pisałem – o przyszłości Robert nie powiedział niczego, czego nie mogliście wcześniej przeczytać na blogu. Żaden z dziennikarzy nie czuł sensu wyciągania na siłę wiadomości z Roberta bo przy kolejnych pytaniach otrzymalibyśmy tylko jeszcze bardziej enigmatyczną odpowiedź.

W sumie tego dnia Robert jeździł prawie 6 godzin. Gdy wszyscy razem obejrzeliśmy końcówkę meczu, Kubica stwierdził, że w takim razie w środę trzeba spotkać się w tym samym miejscu w tym samym gronie, a każdy ma przyjść tak samo ubrany – wtedy Polska znów wygra. A niby nie jest przesądny ???? Ale to wcale nie był koniec – Robertowi mało było jazdy – za oknami było już ciemno więc wsiadł… do symulatora, przygotowanego przez Ragnar Symulator i tam spędził jeszcze dobrych kilkadziesiąt minut, a my mogliśmy przyglądać się jego jeździe.

Od 2013 roku i naszej pierwszej rozmowy na Rajdzie Polski, co roku miałem przynajmniej 2 okazje do spotkań z Robertem Kubicą w Polsce – czy to na rajdach czy na konferencjach lub innych eventach. Pierwszy raz jednak od prawie dekady okoliczności były nieformalne, luźne i można było spojrzeć na Roberta luźniejszego. Tak jak wielokrotnie mówiła mi Iwona, Robert to swój chłop i to po raz kolejny się potwierdziło.

Całość, jak zawsze zresztą, była świetnie zorganizowana przez PKN Orlen i bardzo dziękuję im za zaproszenie – moje, Iwony, kibiców i dziennikarzy. Nie chcę zbyt rozwijać tej kwestii, ale również dla nas, po bardzo intensywnym sezonie pełnym F1 i WEC, takie spotkania też są ważne – by zobaczyć ludzką twarz tych, o których piszemy i tych, którzy oprócz nas piszą i poczuć, że jesteśmy po trochu dużą motorsportową rodziną. Mimo różnych doświadczeń, różnej drogi i czasem odmiennych zdań, łączy nas pasja i podziw dla gościa, który wielokrotnie zasłużył na szacunek – nie tylko postawą na torze, ale i poza nim.

Mam nadzieję, że tym tekstem nieco tej atmosfery Wam przekazałem. To był fajny dzień, którego również ja – w tym momencie życia zawodowego – potrzebowałem.

Poniżej parę ujęć z tego dnia, które dowodzą, że infuencerem nie mógłbym być. Brak mi tego zmysłu do latania z telefonem, na szczęście na miejscu była Iwona, której bardzo dziękuję za cały dzień.